Jak połączyć różne pasje w jednym mieszkaniu — i to bez kompromisów? Wywiad z Bartkiem, Julitą i Frankiem Oleśniewicz

13.10.2021 | Blog

Jak połączyć różne pasje w jednym mieszkaniu — i to bez kompromisów? Wywiad z Bartkiem, Julitą i Frankiem Oleśniewicz.

Gdyby opisać tę rodzinę jednym słowem, byłaby to — pasja. A żeby być bardziej precyzyjnym, trzeba byłoby powiedzieć — pasje. Bo w tym domu każdy ma swoją. I to taką, która nie pokrywa się z innymi. Jednak te różnice ich nie dzielą. Wręcz przeciwnie, jeszcze bardziej ich do siebie zbliżają. A to ważne, bo kochają swoje towarzystwo. W końcu są swoimi najlepszymi przyjaciółmi. Wszystko to sprawiło, że potrzebowali nowej przestrzeni, w której każdy miałby swój azyl na realizowanie pasji, a jednocześnie znalazłoby się miejsce na wspólne spędzanie czasu — i to bez rezygnowania z czegokolwiek. Czy im się udało? Sprawdź to sam…  

  1. Kiedy po raz pierwszy uświadomili sobie Państwo, że potrzebują gruntownej zmiany w mieszkaniu? Co Państwu najbardziej doskwierało? Jak się Państwo wtedy czuli?

To był kilkuletni proces. Od 4 lat zastanawialiśmy się nad jakąś zmianą. To nie było tak, że nie lubiliśmy naszego mieszkania. Wręcz przeciwnie, kochaliśmy je! I na początku w pełni nam to wystarczało… Jednak czas mijał, nasz syn Franek dorastał, a nasze potrzeby się zmieniały. Jesteśmy najlepszymi przyjaciółmi i uwielbiamy spędzać czas razem. Ale jednocześnie każdy potrzebuje swojego miejsca na rozwijanie swoich pasji. W starym wnętrzu tego nam po prostu brakowało. Bartek programuje i potrzebował miejsca na dwa komputery, monitory i klawiatury. Julita potrzebowała przestrzeni na swoje książki i pamiątki z licznych podróży. A Franek dorastał i potrzebował coraz większej przestrzeni na kolekcje: modeli Lego, znaczków po dziadku i monet. Rozważaliśmy różne opcje — w tym przeprowadzkę do domu jednorodzinnego. To było trudna decyzja. Jednak im dłużej o tym myśleliśmy, tym mocniej byliśmy przekonani, że chcemy zostać w naszym ukochanym mieszkaniu. W końcu to perfekcyjna lokalizacja. Wszystko jest blisko: szkoła, sklepy, służba zdrowia itp. No i to mieszkanie bardzo dobrze nam służyło przez ponad 20 lat! Ale potrzeby się zmieniły… i około 2 lata temu ostatecznie zdecydowaliśmy, że chcemy zostać w mieszkaniu. Wiedzieliśmy, że aby to zrobić, musimy w nim wszystko pozmieniać. Gdy podjęliśmy decyzję, mieliśmy łzy w oczach. To nie był żal, że robimy coś nie tak, raczej wzruszenie, że kończymy pewien ważny etap w naszym życiu i rozpoczynamy nowy. Wtedy zaczęliśmy szukać odpowiedniej dla nas pomocy…

 

  1. Czy mieli Państwo jakieś wątpliwości przed zleceniem aranżacji swojego wnętrza komuś z zewnątrz?

Tak. Zastanawialiśmy się, czy znajdziemy odpowiednią osobę, która będzie nadawała na tych samych falach co my. Jak to mówią Brytyjczycy „my home is my castle”. Mieszkanie to ważna część naszego życia.  Żeby kogoś wpuścić do naszego zamku i pokazać mu wszystkie zakamarki, musieliśmy mieć absolutną pewność, że możemy mu zaufać. Potrzebowaliśmy kogoś z podobną wrażliwością, kto zrozumiałby nasze potrzeby. Dlatego nie sugerowaliśmy się żadnymi rankingami biur projektowych, ani nawet poleceniami znajomych. Na przykład Bartek zawodowo współpracował z kilkoma biurami projektowymi. I chociaż się zgadzali na płaszczyźnie biznesowej, to wyraźnie mijaliśmy się pod względem estetyki. Szukaliśmy kogoś, kto nie tylko nas zrozumie, ale także nazwie potrzeby i oczekiwania, których sami nie mogliśmy wyrazić. Wydawało się, że znalezienie kogoś takiego graniczy z cudem… a jednak się udało! Znaleźliśmy panią Izę i jej zespół z MyLoft.

 

  1. Co Państwa przekonało, żeby skorzystać z pomocy MyLoft?

Nie chcieliśmy być Janem Kowalskim, który wierzy, że potrafi wszystko zrobić sam. Jak już remontujemy to raz, a dobrze. Wiedzieliśmy, że nie mamy wiedzy i umiejętności, żeby zaprojektować na nowo całe mieszkanie. A chcieliśmy mieć absolutną pewność, że nasze potrzeby będą w 100% zrealizowane. Szukaliśmy prawdziwego fachowca, który trafnie odczyta nasze potrzeby, przeniesie je na projekt i doprowadzi do tego, żeby został zrealizowany 1:1. To nie są małe wymagania. Każdy z nas ma inne potrzeby, a nie chcieliśmy, żeby ktoś musiał z czegoś rezygnować. Dlatego przeglądaliśmy Internet w poszukiwaniu małego biuro projektowego, z którym moglibyśmy współpracować na głębszym poziomie. I tak któregoś dnia Julita trafiła na stronę MyLoft. Już samo zdjęcie z charakterystycznym, żółtym fotelem przykuło naszą uwagę. Przejrzeliśmy inne wykonane projekty i zdecydowaliśmy, że chcemy spróbować. Poszliśmy na wstępną rozmowę z panią Izą i…  po 15 minutach wiedzieliśmy, że to to. Już sam sposób przywitania do nas trafił. Nie wspomnimy już o poczuciu humoru i szczerości. Ciężko to nawet opisać. Dobrych ludzi po prostu się wyczuwa…

  1. Od czego zaczął się i jak wyglądał w praktyce proces przemiany Państwa mieszkania?

Pani Iza dzieli pracę na 3 etapy, co bardzo nam przypadło do gustu. Zaczęliśmy od  rozmowy zapoznawczej, gdzie przełamaliśmy pierwsze lody. Potem było coś, czego tak bardzo potrzebowaliśmy. Oficjalnie nazywa się to badaniem potrzeb klienta, ale w praktyce, to była ponad 5-godzinna rozmowa, gdzie zasypywaliśmy panią Izę szczegółami dotyczącymi naszej wizji idealnego mieszkania. Wciąż jesteśmy pod wrażeniem, że pani Iza miała tyle cierpliwości, żeby nas wysłuchać (śmiech). A było czego słuchać… Mówiliśmy o naszych pasjach, o tym, co nas drażniło w starym mieszkaniu i co chcielibyśmy w nim zmienić. To naprawdę fajny proces. Po rozmowie powstał pierwszy projekt. Jak go zobaczyliśmy, uznaliśmy, że to niemożliwe, żeby się udało. To był czas wątpliwości. Pani Iza z zespołem stworzyła projekt zupełnie innego mieszkania niż dotychczas. Tak właściwie to wszystko odwróciła o 180 stopni. I to dosłownie! Tam, gdzie do tej pory był pokój Franka, miał powstać duży salon połączony z kuchnią. Co więcej, w projekcie znalazł się trzeci pokój! Byliśmy przekonani, że to się nie uda, że sufit spadnie nam na głowę, albo coś w tym stylu… (śmiech) Wtedy otrzymaliśmy pierwszą wizualizację. Na własne oczy zobaczyliśmy kolory, bryły i konkretne funkcje mieszkania. Wtedy zaczął się efekt WOW! Wszystkie szczegóły, które nas drażniły w poprzedniej aranżacji… zostały wyeliminowane. W końcu wszystko znalazło się na swoim miejscu. Co więcej, okazało się, że przestrzenie, które i tak były fajne, można było jeszcze ulepszyć. Na przykład stół w kuchni. Wcześniej musieliśmy zawsze lekko go odsuwać, żeby wszyscy się zmieścili. Rzadko kiedy chciało nam się to robić, więc kończyliśmy z jedzeniem na kanapie. Teraz przy stole może usiąść nawet 6 osób i to bez żadnego przesuwania. W nowej przestrzeni zmieściły się też wszystkie nasze ubrania, pamiątki i kolekcje. Niczego nie musieliśmy wyrzucać. I to nie tak, że to wszystko leży gdzieś upchane w jakimś ciemnym kącie. Nie, teraz każdy przedmiot ma swoje miejsce. I nagle w mieszkaniu pojawiło się multum przestrzeni!

 

    1. Jakie trudności czekały na Państwa po drodze?

Jak to mówią — remont mieszkania to trzecia trauma, zaraz po rozwodzie i śmierci. U nas nie było inaczej. Cały projekt kosztował nas mnóstwo stresu. Ale nie chodzi o to, że codziennie byliśmy ze wszystkiego niezadowoleni… Nie, po prostu dużo wymagaliśmy od siebie. Po pierwsze, musieliśmy opuścić nasze ukochane mieszkanie na ponad pół roku. Po drugie, już na samym początku zderzyliśmy się z bezwzględną biurokracją. Musieliśmy uzyskać zgodę od spółdzielni, żeby wyburzyć jedną ze ścian. Jednocześnie cały czas pracowaliśmy zawodowo. Momentami myśleliśmy, że się nie uda, ale ostatecznie dostaliśmy zgodę i przebrnęliśmy przez całą tę papierologię. Jednak to nie był koniec problemów… Mieliśmy pięciu różnych wykonawców. I chociaż każdy dostał od MyLoft własny projekt, to wszyscy mieli problem, żeby ze sobą współpracować. To było naprawdę trudne, żeby skoordynować wszystkich tych specjalistów, a jednocześnie dopilnować, żeby projekt był wykonany bez jakichkolwiek zmian. Jednak pani Iza z zespołem cały czas stała na straży i przypominała, że musimy być konsekwentni, żeby efekt był taki, jak zaplanowaliśmy. Co więcej, pojawiła się pandemia, nasi wykonawcy dostali kwarantannę i prace zostały wstrzymane. To wszystko sprawiło, że mieliśmy spore opóźnienie. Planowaliśmy zakończyć remont na Boże Narodzenie. Całość zakończyliśmy dopiero w marcu. Nie było łatwo, ale ostatecznie się udało!

 

  1. Co Państwu pomagało przetrwać ten trudny czas?

Dwie rzeczy. Po pierwsze, nastawienie. Od początku zakładaliśmy, że metamorfoza mieszkania będzie trudnym przedsięwzięciem, że będzie wymagało od nas maksimum uwagi. Wiedzieliśmy, że jeśli się do tego nie przyłożymy, to potem będziemy tego żałować. Po drugie, realne wsparcie pani Izy i całego biura MyLoft. Każdy wykonawca otrzymał swój projekt, więc dokładnie wiedział, co ma robić. Nie było tam miejsca na samowolkę. Wszystko musiało być precyzyjnie wykonane, żebyśmy na końcu zobaczyli to, co z panią Izą ustaliśmy. Już sam projekt dał nam niesamowite poczucie bezpieczeństwa. Jednak prawdziwe odciążenie nastąpiło, gdy musieliśmy koordynować wszystkich wykonawców, którzy zasypywali nas technicznymi detalami. Wtedy do akcji wkraczała pani Iza i tłumaczyła co i jak należy wykonać. Nie pozwoliła, żeby ktokolwiek odszedł od projektu. A gdy pojawiały się jakieś nieprzewidziane kłopoty, zawsze nas uspokajała, że coś na to poradzimy. I faktycznie, zawsze znajdywała konkretne rozwiązanie każdego problemu.

  1. Czy coś Państwa zaskoczyło podczas współpracy z MyLoft?

Na pewno fantastyczna komunikacja, podejście i wyczucie. Pani Iza to mistrzyni stawiania właściwych pytań we właściwym czasie. Zresztą, cały zespół zrobił na nas wrażenie. Nikt nas nigdy nie odprawił z kwitkiem. Zawsze brali pełną odpowiedzialność za nasz projekt. Po prostu czuliśmy się w pełni zaopiekowani. Kolejną rzeczą, która zrobiła na nas wrażenie to elastyczność MyLoft. Na przykład, gdy mieliśmy wątpliwości, który sprzęt audio wybierzemy, otrzymaliśmy od biura 3 różne koncepcje ułożenia sprzętów RTV , dzięki którym mogliśmy wybrać ten, który najbardziej nam odpowiadał. A takich sytuacji było mnóstwo! Nie możemy też zapomnieć o liście zakupów, którą przygotowało nam biuro. To dopiero mistrzostwo świata! Dzięki liście nie musieliśmy marnować czasu na chodzenie po sklepach i zastanawianie się, co mamy kupić. Wszystko było dokładnie wypisane (były nawet linki do poszczególnych sklepów). Ba, część zakupów biuro zrobiło za nas. My tylko musieliśmy przelać pieniądze (śmiech). Gdybyśmy mieli robić to sami, zajęłoby to nam przynajmniej 2 miesiące dłużej. Już nie wspomnimy o zniżkach, które dostaliśmy dzięki MyLoft.

 

8. Z jakiej zmiany w swoim mieszkaniu najbardziej się Państwo cieszą? Dlaczego?

Mamy m3 zamiast m2 (śmiech). Tak naprawdę MyLoft spełniło nasze marzenie. Okazało się, że można zrobić coś z niczego. Teraz każdy ma swoją intymną przestrzeń — miejsce do czytania, pracy i odpoczynku. Jednocześnie mamy miejsce, gdzie możemy razem się spotkać. MyLoft udało się połączyć nasze różne pasje w jedną spójną przestrzeń. I to nie na zasadzie kompromisu — z niczego nie musieliśmy rezygnować. Każdy dostał to, czego potrzebował. Jesteśmy w szoku, ile z tego mieszkania można było wyciągnąć!

 

9. Czy ta zmiana wpłynęła jakoś znacząco na Państwa codzienność?

Tak się złożyło, że jak tylko sprowadziliśmy się do mieszkania złapaliśmy Covida. Przez 17 dni cała rodzina musiała siedzieć na kwarantannie. Normalnie pewnie by nam to mocno przeszkadzało, ale nie tym razem. Nowe wnętrze dało nam tyle radości, że niektórzy znajomi się śmiali, że specjalnie to zrobiliśmy, żeby się dłużej nacieszyć mieszkaniem (śmiech). Miesiące mijają, a my nadal się zachwycamy naszym nowym lokum. I chociaż uwielbiamy podróżować, to urlop uznajemy dopiero za udany, gdy go zakończymy w naszym mieszkaniu…

 

10. Niektórzy mówią, że w MyLoft jest „drogo, ale solidnie”. Czy według Państwa efekt, który Państwo uzyskali, był warty swojej ceny? Jeśli tak, to dlaczego?

To tak jakby zapytać, ile jesteśmy w stanie zapłacić za dobre samopoczucie i spełnione marzenia. Efekt jest bezcenny. Jakość pracy pani Izy i zespołu MyLoft nie pozwala mówić nawet o finansach. Ale jeśliby się upierać, to możemy podać konkretne liczby… Weźmy prosty przykład — listę zakupów, którą przygotowało dla nas biuro. Każdy, kto zna wartość swojego czasu, zrozumie, jak cenna to rzecz. Nam to oszczędziło przynajmniej 2-3 miesiące chodzenia po sklepach. To bardzo dużo dla osoby czynnej zawodowo. Co więcej, MyLoft w różnych sklepach mają wyjątkowe rabaty (czasami sięgają nawet 25%!). Dzięki temu przy tak dużej inwestycji, pieniądze, które zapłaciliśmy za usługi biura, szybko się nam zwróciły.

 

11. Co poradziliby Państwo czytelnikom, którzy zastanawiają się, czy to dobry moment na zmianę aranżacji swojego wnętrza?

Jeśli chcesz spełnić marzenia i czuć się komfortowo w swojej przestrzeni, to pomoc takich specjalistów jak ludzie z MyLoft jest bezcenna. To ludzie, którzy trafnie odczytają i nazwą Twoje potrzeby — nawet gdy sam do końca nie wiesz, co Cię drażni. Zadbają o każdy szczegół: od wystroju stołu w kuchni po kształt żyrandola na suficie. Oni wszystkim pokierują. Tak, żeby w nowej przestrzeni po prostu żyło się lepiej. Jeśli chcesz żyć komfortowo, musisz podjąć ryzyko i zaufać specjalistom. A MyLoft to bez dwóch zdań świetny wybór.

Masz pytanie?

Umów się na 15 minutową
bezpłatną rozmowę,
w której sprawdzę czy mogę Ci pomóc.

Zgody

Kliknięcie przycisku „Wyślij wiadomość” jest równoznaczne z wyrażeniem zgody na przetwarzanie Twoich danych osobowych w zakresie niezbędnym do udzielenia odpowiedzi na złożone zapytanie. Więcej informacji o zasadach przetwarzania danych w Polityce Prywatności.